Sędzia Paweł Pskit z Łodzi podjął kilka kontrowersyjnych decyzji, które wpłynęły na to, że walka o awans rozstrzygnęła się dopiero w rzutach karnych. Po pierwszej wyrównanej połowie Podbeskidzie prowadziło 1:0. Gol padł po rzucie karnym. Co prawda Martin Klabnik dość zdecydowanie walczył z zawodnikiem Podbeskidzia, ale ten z kolei wyraźnie szukał rzutu karnego.
Tuż po zmianie stron gola wyrównującego zdobył Kamil Cupriak a Zieloni dalej atakowali bramkę gości. I kiedy wydawało się, że za chwilę Radomiak wyjdzie na prowadzenie, znów przypomniał o sobie sędzia Pskit, który po faulu Michała Grudniewskiego puścił przywilej korzyści, a chwilę później cofnął akcję i... wyrzucił środkowego obrońcę Radomiaka z boiska, ku zaskoczeniu wszystkich.
Grając w dziesiątkę, a momentami nawet w dziewiątkę Radomiak pokazał wielki charakter. Do zwycięstwa zabrakło jedynie pokonania rywali w serii rzutów karnych.
- Jestem bardzo dumny ze swojego zespołu. Moi zawodnicy zostawili na boisku dużo zdrowia – mówi Jerzy Cyrak, trener Radomiaka.
Kibice długo oklaskiwali po meczu zespół Radomiaka. Tak ambitnie grająca drużyna wywarł na wszystkich bardzo dobre wrażenie.
- Mamy sporo młodych chłopaków w zespole. Motywujemy się nawzajem. Mamy charakter. Potrafiliśmy grać w dziesięciu i walczyć. Rzuty karne to loteria, szkoda że się nie udało. Skupiamy się teraz na piątkowym meczu – tłumaczy Szymon Stanisławski, kapitan Radomiaka.
Zieloni mocno odczuli trudy spotkania, ale inauguracja rozgrywek ligowych już w najbliższy piątek, więc czasu na odpoczynek nie ma zbyt wiele. Do Radomia przyjedzie beniaminek II ligi, Garbarnia Kraków.